My name is...

+ No comment yet

Monika, Klaudia, Ania czy inne kobiece imię? Jakie wybrać?

Czy nie od tego dylematu wiele z nas zaczyna odkrywanie swojej drugiej natury?

Na początku mojej przygody bardzo serio podchodziłam do tej kwestii. To był taki ściśle fetystyczny etap. Przyznajmy, niejednej z nas wystarcza dobrać sobie powabne, damskie imię do naciągniętych rajstopek i już można się jarać.

(Chociaż może to i lepiej niż gdyby zdjęcie dajmy na to ze zgrabnymi nóżkami wystającymi spod seksownej spódniczki podpisywać "Roman".)

Wybrane wówczas przeze mnie żeńskie imię miało swoją konkretną historię. Przez długi czas byłam do niego bardzo przywiązana. Teraz już nie zwracam na tą kwestię wielkiej uwagi. Po latach doszłam do wniosku, że nie to manifestuje mnie jako kobietę. To nie imię sprawia, że czuję się bardziej kobieco. Nie potrzebuję takiego szyldu.

Ale czasem korzystam z kobiecego imienia by się jakoś przedstawić. Raz tak, raz inaczej. Zakładając konto tu na Bloggerze spróbowałam wykombinować coś niestandardowego a przez to, powiedziałabym, bardziej elastycznego.

Lubię grać różne role. Dobieram stroje. Kreuję swój image. Raz taki raz inny. Bawię się tym.

Pozwalam też innym określać siebie takim mianem jakim lubią lub uznają, że do mnie w danym momencie pasuje.

Fascynuje mnie ta zmienność, możliwości jakie się za tym kryją. Sama transformacja w kobietę otwiera niezwykłe horyzonty.

Dziś mogę być nieśmiałą Ulką, potrzebującą czułości i mocnego, opiekuńczego męskiego ramienia. Jutro pewną siebie panią Martą, która doskonale radzi sobie sama. Albo postrzeloną Dominiką gotową wcisnąć się w obcisły (bardzo obcisły!) skórzany kombinezon plus wysokie oficerki by dosiąść harleya i ruszyć przed siebie (to takie jedno z moich marzeń).